Dostałem mejla od trenera, pana Marka Czaplińskiego, który, jak wnoszę – „wściekł się” – na pomysł zwiększenia ilości rodzajów gier, w których może wystąpić młodociany zawodnik podczas jednego turnieju.
Oto treść mejla pana Marka Czaplińskiego, cytuję:
„… Dobry Wieczór !
W ostatnich tygodniach i dniach znowu zaczynają chodzić różne ploty i dywagacje nt. niby już pewnych szczegółów rozwiązań regulaminowych. Ponieważ spora część z nich zupełnie nie koresponduje z realiami i pomija też jakiekolwiek argumenty rzeczowe, toteż pozwalam sobie jeszcze raz powiedzieć na temat jednego z kluczowych szczegółów determinujących starty zawodników oraz organizację turniejów. Tym razem w bardziej wyrazistych, żołnierskich słowach. Jeśliby zaistniała potrzeba, to bez obiekcji proszę zacytować poniższą argumentację.
Rzecz dotyczy oczywiście problemu: czy dać zawodnikom prawo startu w turniejach z kalendarza PZBad. nadal w TRZECH rodzajach gier, czy wrocić do prawa gry w DWÓCH rodzajach gier ?
Z całkowtym przeświadczeniem oceniam, że sens ma TYLKO prawo startu tylko w DWÓCH RODZAJACH GIER ! A po kolejnych obserwacjach i analizach spostrzeżeń dochodzę do wnioski, że być tak powinno być właściwie we WSZYSTKICH RODZAJACH TURNIEJÓW. Choć kilka miesięcy temu zdawało mi się, że wystarczy ograniczenie (do dwóch rodz. gier) do poziomu GP, a turnieje rangi niższej można by zostawić. Ale już teraz jest dla mnie jasne, że nawet i to NIE.
Dlaczego tylko te DWA rodzaje gier?
Można powiedzieć gołą prawdę bez ogrodek: to wpuszczanie zawodników do 3 gier to służy niemal zawsze tylko zaspokajaniu ambicji (wybujałych ?) trenerów oraz czasami działaczy. Natomiast komu i czemu nie służy ?
Nie służy to zawodnikom.
Nie tylko dlatego, że – szczególnie ci choć nieco lepsi – cokolwiek się zarzynają. Często właśnie przez takie zarzynanie się w 3 grach na etapach wcześniejszych tracą szansę na zrobienie dobrego wyniku końcowego. Przykładów takiej utraty szansy na lepszy wynik choćby z okresu kończącego się sezonu, a dotyczących startów nie byle kogo, bo kadrowiczów juniorskich, można by wymienić choćby kilka. A chętnych dokładniejszej wiedzy nakeży zaprosić do najlepszego z możliwych punktu analiz i statystyk. Czyli do działu kierownika szkolenia PZBad. Tam bowiem wiedza analityczna, rzeczowa i bardzo obiektywna na ten temat jest doskonale zmagazynowana – wystarczy popytać, a ujrzy się dogłębną prawdę.
Nie służy to organizacji turnieju, czyli:
– nie służy organizatorom, którzy muszą bulić za salę i za obsługę dodatkową kasę, mimo używania na niej w ciągu ostatnich 3 – 5 h. turnieju 20% – 33% kortów,
– nie służy to pozostałym uczestnikom, których szlag trafia, bo zmuszeni są poprzez dłuższe czekanie na „tych, co w 3-ech grach”, jechać do domu nieraz prawie po nocy.
Nie służy to też dobremu imieniu badmintona np. wśrod rodziców i innych osob bardziej postronnych. I z racji niniejszego przedłużania turnieju, i z racji „zarzynania” dzieciaków.
I w tym kontekście należy wyraźnie i w żołnierskich słowach stwierdzić: ambicyjki poszczególnych trenerów nie są chyba więcej warte od tego, co się traci – co przedstawione zostało wyżej.
A raczej wręcz przeciwnie. I należy też powiedzieć bez ogródek: szczególnie w zaspokajaniu swych ambicji poprzez pchanie bez opamiętania zawodników do trzech rodzajów gier, celują trenerzy wywodzący się z grona dobrych zawodników nieco starszych pokoleń. To nie hipoteza, to fakt oparty na wieloletnich spostrzeżeniach (jeśli ktoś poczuje się obrażony/a, to z góry przepraszam; nie mam na celu nikogo obrażać – to tylko obiektywny materiał z kilkuletniej obserwacji)
Czemu bardziej oni ? Nie wiem. Nie chce mi się tego badać, bo i co to miałoby dać ?
A argument że „tak grają na europejskich turniejach” i dlatego u nas też tak się powinno grać, jest do d…y.
I zupełnie nie koresponduje z naszą rzeczywistością wewnątrzną – krajową. Bowiem w Europie grają tak – i owszem, tylko że: – te grania to tylko zawsze sama pucharówka, – a i nawet tam, mimo pucharówki, silniejsi zawodnicy nie są wystawiani w 3 grach: przynajmniej przez normalnych i rozsądnych trenerów. Z resztą starty na takich turniejach i tak praktycznie dotyczą niemal wyłącznie kadrowiczów. Nie istnieje więc właściwie żadna korelacja odwzorowywująca z naszymi turniejami wewnątrzkrajowymi
I na koniec: niestety praktyka ostatnich lat pokazała, że u nas niemalże nie ma normalnych i rozsądnych trenerów – tzn. przynajmniej pod tym względem (pod innymi względami aż tak źle nie jest). A trzeba pamiętać, że przy wprowadzaniu tych 3 gier naiwnie zakladano, że tak będzie: rozsądnie i normalnie. Ale nie jest ! Czyli mamy stan taki, że do momentu, gdy będzie na turniejach w Polsce możliwe wystawianie zawodnikow do 3 gier, to będą oni wystawiani !
I powiedzmy tu wyraźną prawdę w oczy: to że nie będzie to korzystne dla samych zawodników oraz dla organizacji turnieju, nie miało, nie ma i nigdy nie będzie miało żadnego znaczenia dla tych osób wystawiających bez opamiętania do trzech gier. Grunt że ambicyjka trenera będzie zaspokojona. Co nie przeszkodzi mu później marudzić, że turniej tak strasznie długo trwał, że zawodnicy pomęczeni i niemal przerwy na oddech nie mieli, że nieproporcjonalną liczbę gier zagrali drugiego dnia w stosunku do pierwszego itp. itd… i:
że w ogole to tak nie może być !
No cóż – fakt: nie może.
Pozdrawiając mimo wszystko wszystkich, nie tylko (tak) myślących…
do usłyszenia !
Marek Czapliński…„.
Tak sobie myślę, że… tzw. „postępowcy” są jednak ograniczeni.
Są mało postępowi.
Powinni być bardziej postępowi.
Powinni być przodującą siłą polskiego narodu badmintonowego.
Powinni zażądać, a zarząd powinien bez zwłoki zaakceptować i zatwierdzić taki oto pomysł: jeśli przyznano organizatorowi prawo do zorganizowania w jednym terminie turnieju w dwóch lub trzech kategoriach wiekowych, to zawodnik najmłodszy powinien mieć prawo gry w trzech rodzajach gier w, odpowiednio, dwóch lub trzech kategoriach wiekowych.
Zawodnik starszy będzie miał mniej gier, czy to źle?
To bardzo dobrze!
To jego (starszego) wina, że za wcześnie się urodził.
To postępowe!
My światli trenerzy badmintona (w Polsce), którzy nie musimy już uczyć się na głupich kursach trenerskich i uczyć się takich głupot, jak:
– fizjologia wysiłku sportowego,
– teoria sportu,
– psychologia sportu,
– i paru innych zbędnych rzeczy nie służących odbijaniu lotki na boisku,
wiemy doskonale co jest lepsze: przyszłość należy do nas – głąbów trenerskich, tak nam dopomóż: Brukselo, Junkersie, Makrelo i Makaronie.
My światli i postępowi trenerzy, którzy zdobyliśmy kwalifikacje trenerskie zgodnie z obowiązującą obecnie zasadą „Nie matura, a chęć szczera zrobi z Ciebie oficera” żądamy spełnienia naszych postulatów – zawodnik może grać spokojnie grać w 3-ch grach w każdej z 2-ch czy 3-ch kategorii wiekowych podczas jednego turnieju.
Nasza postępowa wiedza i umiejętności potwierdzone jest naszą praktyką zawodniczą: graliśmy nie schodząc z boiska, mecz po meczu i żyjemy.
Młodzi mogą więc robić tak samo.
Wszak już teraz nasi najlepsi 13- czy 15-latkowie trenują 10-12 razy w tygodniu, a czasami więcej, budują masę mięśniową podnosząc ciężary, i – wygrywają w kraju!
No co?
Czyż to nie jest dowód na to, że nasi gracze wytrzymają tyle gier podczas turnieju?
Oczywiście, ze wytrzymają!
A jaką będą mieli wytrzymałość!
Lepszą od muła!
Czy zgadzam się z tym „postępowym” stanowiskiem?
Niestety, przyznaję szczerze: mój poziom intelektualny jest chyba na zbyt niskim poziomie, bo nie ogarniam tych „mądrości”.
Niejednego dewianta, „robiącego” za trenera badmintona, widziałem i słyszałem, więc nic mnie nie zdziwi w naszym, polskim, badmintonie.
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie...