Co z tego, że „przypadkowo” ważny polityk z ekipy Kaczyńskiego znalazł się w składzie zarządu PZBad-u?
Czy inne związki w swoich władzach nie mają polityków z tej, czy innej partii?
Czyż art. 32 ust.2 ustawy zasadniczej nie mówi, że „ … nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym…”.
Czy nasz ukochany prezes ma biegać od pikniku do pikniku i usuwać „wraże” plakaty czy banery, jeśli wówczas panująca PIS-owska władza, zupełnie przypadkowo, postawiła obok boiska badmintonowego swój plakat:
A może baner z ministrem już tam stał, a biedny organizator pikniku nie znalazł innego miejsca na ustawienie sprzętu boiska badmintonowego?
I za to ma być karany nasz ukochany prezes Marek, wiodący polski badminton do sukcesów międzynarodowych?
To, że po raz kolejny (wcześniej Tokio, teraz Paryż) za władzy naszego ukochanego prezesa Mareczka, żaden badmintonista nie wystąpi w Igrzyskach Olimpijskich, nie stanowi żadnego problemu.
Ot, wypadek przy pracy. Innym też to się zdarza.
Ostatecznie, Związek, pod wodzą naszego ukochanego wodza Mareczka, pracuje długofalowo.
Co prawda nie mamy napisanych i opublikowanych programów i planów, ale ma je w głowie nasz ukochany wódz Mareczek.
To nam wystarczy, gdyż bezgranicznie zawierzyliśmy Markowi Krajewskiemu naszą badmintonową przyszłość, jak najbardziej „legalnie” wybranemu prezesowi Polskiego Związku Badmintona pewnego pięknego dnia – 1-go grudnia 2018 r. – przy biernym (?) współudziale 2-ch przedstawicieli ówczesnego Ministra Sportu i Turystyki Witolda Bańki.
Bierność urzędników ministerstwa była spowodowana, być może, nieznajomością prawa. Być może była celowym i świadomym udziałem w przestępczym procederze.
„Legalności” tego wyboru, w pośredni sposób, dowodzi mi.in. brak informacji (sprawozdanie z KZD odbytego w 2018 roku) o tym wydarzeniu w zbiorze BIP-u PZBad-u:
Może brak tej informacji to przypadek? Przypadek wynikający z nadmiaru obowiązków ciążących na głowie prezesa?
Wszak nasz wódz Mareczek jest potwornie zapracowanym, gdyż wiedzie nas ku świetlanej przyszłości.
Poza tym: kto nie popełnia błędów?
Brak sprawozdania, to nieistotny drobiazg. Czy to drobiazg podobny do drobiazgu rozliczeń podatkowych Al Capone’a?
Może dokumentacja KZD zaginęła?
Czy to takie ważne?
Znowu jakiś „rzep przyczepił się do psiego ogona”?
Przecież tak pisze się historię. Wszak zamieszcza się w niej tylko to, co ma wiedzieć lud. Wiedza tajemna jest dla wtajemniczonych.