Ostatnie występy naszej reprezentacji, w grudniu ubiegłego roku, w eliminacjach Mistrzostw Europy drużyn mieszanych „przeminęły z wiatrem„. Było cicho. Było sza. Zero radości. Zero zadowolenia. Zero zwiastunów ciekawie zapowiadającej się przyszłości. Było znowu mnóstwo znaków zapytania. Nawet tak prozaicznych, jak:
– dlaczego ci gracze są marni kondycyjnie?
– dlaczego ci gracze grają prostymi, czytelnymi schematami?
– dlaczego wystawia się gracza do gry pojedynczej, a chwilę później wystawia się go do gry podwójnej, a jeszcze chwilę później zmienia się mu partnera w grze podwójnej?
Po czymś takim wyrażam najwyższy podziw, równy głębokości Rowu Mariańskiego, dla fachowości wybitnych szkoleniowców od szkolenia centralnego.
Przed nami Mistrzostwa Europy w kwietniu, w Mińsku.
Oryginalną koncepcję kwalifikowania do startu w tej imprezie wykombinowała Badminton Europe.
Po raz pierwszy udział w imprezie przyznano dla:
– 40 graczy w każdej z gier pojedynczych,
– 28 par w każdej z gier podwójnych.
Równie ciekawe było przyznanie dzikich kart. Dostali je pod różnymi, powiedziałbym: śmiesznymi, pretekstami – gracze Ukrainy, we wszystkich grach, z wyłączeniem gry podwójnej mężczyzn, na czym skorzystali nasi zawodnicy.
Spośród polskich graczy prawo startu w Mistrzostwach Europy uzyskali:
– w grze pojedynczej kobiet – Wiktoria Dąbczyńska, z miejsca 27-go,
– w grze pojedynczej mężczyzn – Michał Rogalski, z miejsca 28-go,
– w grze podwójnej mężczyzn – Maciej Matusz & Wiktor Trecki, z miejsca 28-go; ciekawostką jest to, że Paweł Pietryja & Jan Rudziński zajmujący wyższą pozycję rankingową mogli zostać zakwalifikowani z pozycji 21-szej,
– w grze mieszanej – Pawel Śmiłowski & Magdalena Świerczyńska, z miejsca 14-go.
W grze podwójnej kobiet nie została zakwalifikowana żadna polska para.
Ostatnio nasi trenerzy kadrowi przechodzili szkolenie dokształcające, m.in. z podstaw organizacji szkolenia, co jest chlebem powszednim standardowo wyszkolonego instruktora badmintona. Wkrótce przekonamy się, jakie były efekty dokształcania.