31 stycznia 2016 r., Lucknow, Indie.
Turniej rangi GRAND PRIX GOLD: „Syed Modi International Badminton Championships”, pula nagród 120 000 USD.
Finał gry pojedynczej mężczyzn z udziałem Kidambi’ego SRIKANTH’a [IND] i HUANG Yuxiong’a [CHN].
Poprzedni, i jedyny pojedynek jak dotychczas tych graczy, zakończył się zwycięstwem SRITANTH’a [15, 14].
Tym razem było inaczej.
Pierwszy set wygrał gładko SRIKANTH [do 13], drugi set wygrał równie gładko HUANG [do 14]. W trzecim secie obaj szli równo do stanu 14:14.
I tu stał się „cud sędziowski”.
Oto skrócony przebieg wydarzenia:
Lotka zmierza w kierunku forhendowej linii bocznej boiska SRIKANTH’a.
Czyżby miał być aut?
Lotka upadła jednak w boisko, obok linii bocznej.
Sędzia liniowy (zaznaczony owalem) „zaniewidział” – pokazał: aut!!!
Sędzia prowadzący, też Hindus, „pomógł” rodakowi, bo interwencja
HUANG’a oczywiście nic nie dała.
Po tym numerze hinduskiego sędziego, chiński gracz „pękł” psychicznie i poległ (do 14), ku radości gospodarzy.
Takie zachowania sędziów to „sportowa walka fair play”?
Swój udział w tym „cudzie” ma również gracz hinduski, który widział lotkę i miejsce jej upadku i który z pewnym niedowierzaniem – jak chciałbym sądzić – spojrzał w kierunku sędziego liniowego „Sokole Oko”.
W tle pojawia się konflikt polityczny między Chinami i Indiami. Czyżby wykorzystując sport, w naszym wypadku – badminton, gospodarze zastosowali zasadę „skopać wroga, w każdy możliwy sposób”?
Warto było?